W poprzednim wpisie podjąłem się zadania przekonania Państwa, że prawdziwe tablety są użyteczne i w pracy, i w edukacji. Czyli że charakteryzują się następującymi cechami:

  1. mobilność prawie taka, jaką mają telefony komórkowe,
  2. sterowanie dotykiem,
  3. dają możliwości, jakich można oczekiwać od dobrego komputera,
  4. ich ceny są nieco niższe od cen porównywalnych funkcjonalnie komputerów.

Poszukując odpowiedniego tabletu przekonałem się, że ceny tabletów spełniających powyższe warunki zaczynają się od 800 zł. Z zapowiedzi pojawiających się w Internecie można oczekiwać, że niedługo powinny się pojawić modele jeszcze trochę tańsze. Po krótkim przeglądzie zdecydowałem się jednak na skok na głęboką wodę. Wybrałem tablet, któremu nie towarzyszyła sparowana z nim klawiatura.

Wydaje się więc, że już przeczę założeniom! Jak z jednym przyciskiem oznaczonym logiem Windows uzyskać możliwości pracy takie, jak na dobrym komputerze? Nie będę przekonywał, że klawiatura dotykowa albo rozpoznawanie pisma odręcznego są w stanie zastąpić normalną klawiaturę (nie jestem aż tak „zboczony”). Zresztą po wielu, wielu latach używania długopisu tylko i wyłącznie do podpisywania się na umowach pisanie piórkiem po tablecie jest wykonalne, ale do super precyzyjnych nie należy. W ramach rozeznania przekonałem się jednak, że wartość klawiatury w tabletach z klawiaturą jest zawsze przeszacowana w górę przez marketingowców ustalających ceny sprzedawanych produktów — w końcu sprzedają pełnowartościowy komputer o super ważnych dodatkowych cechach, które muszą kosztować dodatkowo. Natomiast w przypadku tabletów sprzedawanych bez klawiatury, marketingowcom zapala się szybciej lampa ostrzegająca przed konkurencją googlowych tabliczek o podobnych parametrach technicznych. Zresztą może to jeden z powodów, dla których modeli tabletów z Windows bez klawiatury jest ciągle niezbyt dużo. A te najtańsze schowane są w sklepach z elektroniką za pancernymi szybami bez odpowiedniego zaprezentowania klientom. To wcale nie znaczy, że tablety te są gorsze od googlowych tabliczek, do których ciągną Was sprzedawcy. Oznacza to tylko, że sprzedawcy nie wiedzą, co sprzedają, albo że nie zamierzają (tak jak ja) walczyć ze stereotypami głęboko zaszytymi w naszych umysłach.

Gdy byłem dzieckiem, bardzo lubiłem bawić się klockami. Ciągle pokazywałem rodzicom kolejne wersje różnych klocków, twierdząc, że są mi bardzo potrzebne, i nawet nie tak rzadko udawało mi się je od nich dostać. Tak mi już pozostało — aż do teraz. Postaram się pokazać Państwu, jakiego wyboru dokonać, by:

  • mieć bardzo mobilny komputer w drodze, na budowie, w lesie, w szkole, w łóżku i gdzie jeszcze będziecie musieli czy chcieli z niego korzystać,
  • mieć jak najbardziej stacjonarny komputer z wygodną klawiaturą, monitorem o sporej przekątnej i dużej rozdzielczości, gdy w bardziej komfortowych warunkach połączymy naszego mistrza mobilności z innymi klockami zestawu,
  • mieć komputer multimedialny, gdy zdarzy się potrzeba połączenia tabletu z telewizorem i urządzeniami multimedialnymi.

Czy jeszcze czegoś oczekują Państwo od standardowego dobrego komputera do pracy i nauki?

Wprawdzie znowu marketingowcy firm takich jak Intel i Microsoft twierdzą, że najlepiej mieć po jednym urządzeniu komputeropodobnym z każdej kategorii: smartfon, tablet, notebook, komputer stacjonarny i jeszcze jakiś (np. tzw. All in One). W końcu nie bez kozery Microsoft przeszedł ze sprzedawania Office z wersji przywiązanej do jednego komputera do Office 365 na 5 komputerów jednocześnie. I pewnie marketingowcy osiągną ten cel. Minie jeszcze kilka lat i łykniemy ten koncept tak, jak w ostatniej dekadzie zaakceptowaliśmy ograniczanie liczby klawiszy w urządzeniach komputerowych.

Zanim się jednak tak stanie i każdy z nas będzie miał wiele urządzeń, warto pomyśleć, jak ten cel osiągnąć, kupując jedno urządzenie, ale jak najbardziej uniwersalne.