Nowy Jork, 6 października 2015 roku.
Moim zdaniem Microsoft znowu zawraca bieg historii informatyki, wsadzając kij w mrowisko. Może jest jednak inaczej i to tylko zawracanie Wisły kijem?
Dlaczego tak piszę? Tylko i wyłącznie z powodu własnych myśli, targających moją skołowaną głową.
Przez całe swoje informatyczne życie kojarzyłem układ jeden człowiek – jeden komputer jako najbardziej prawidłowy. Co więcej, przyznam się, że od niemal 30 lat marzę o komputerze będącym prawdziwym tabletem — czyli o urządzeniu mającym na wyposażeniu wszystko: ekran, dotyk, komunikację bezprzewodową i oczywiście to, co było dotąd, czyli pełną klawiaturę, a nie jakieś tam 3 klawisze wyświetlane na dole ekranu.
Rozwój informatyki w ostatnich latach poddany był marketingowej presji. Dotąd nie zaakceptowałem nazywania tabletami tabliczek do wyświetlania filmów. Podobnie jak wielu innych użytkowników zaprotestowałem przeciwko zastąpieniu mnogiej liczby okienek w Windows 7 jedyną wykafelkowaną ścianą w wersji kolejnej. Po wielu bojach z samym sobą pogodziłem się z koncepcją jeden użytkownik — wiele komputerów. Ostatecznie ta koncepcja zdobyła miejsce w moim sercu informatyka po zobaczeniu współdziałania oprogramowania na urządzeniach małych i dużych.
Tak naprawdę przełom nastąpił wtedy, gdy zobaczyłem, jak program Office Lens „notuje” rzeczywistość za pomocą smartfonu wyjętego dopiero co z kieszeni czy torebki, po chwili wysyła te notatki do chmury, by potem w domu czy w pracy użytkownik mógł na bardziej tradycyjnym komputerze z większym ekranem opisać te notatki i zrobić z nich użytek. To stało się dopiero co — jakiś rok temu. Dopiero wtedy powiedziałem sobie, że jeden użytkownik — kilka komputerów to norma.
Na konferencji Microsoft w Nowym Jorku pokazano 3 nowe urządzenia:
Co najciekawsze, to każde z tych urządzeń jest lub może zostać pełnoprawnym komputerem!More